niedziela, 19 lutego 2017

Belle Epoque: przełomowa produkcja czy nieudana kopia?

W ostatnim poście poświęciłam uwagę polskiej muzyce - genialnemu duetowi Bass Astral x Igo, a także grupie Clock Machine, którą współtworzą właśnie Bass Astral i Igo. Dzisiaj również skupię się na godnych zaitneresowania nowościach z Polski.



Początek dwudziestego stulecia. Polska wciąż znajduje się pod zaborami. Wokół serca Europy panuje niepewna atmosfera, napawająca wręcz lękiem: konflikty, z których największym wydaje się być starcie rosyjsko-japońskie, i późniejsze zrywy społeczne w 1905 - między innymi w Rosji i w Królestwie Polskim. W powietrzu czuć zmiany, nadchodzącą epokę, która jakoby pochłonie dotychczasowy porządek świata i ustanowi nowy ład. Ten okres to przeddzień wojny - okres, który z perspektywy czasu wyda się utęsknioną, uporządkowaną epoką w porównaniu z nowym kształtem świata. 


Przeddzień zmian nie był jednak idealny. Pomimo decydujących odkryć w dziedzinie nauki i techniki malownicza Galicja boryka się z odwiecznym problemem ludzkości - podłością, okrucieństwem, brutalnością. Zwyrodniała odsłona ludzkiej duszy zakłóca radość z postępu i udogodnień, brudząc krakowskie ulice krwią i zostawiając na nich zagadkowe ślady.



Belle Epoque, czyli nowa produkcja telewizji TVN, to powiew świeżości wśród nużących i oklepanych polskich seriali. Nie można powiedzieć, że jest to historia wyróżniająca się na tle międzynarodowym, bowiem dziesiątki podobnych seriali powstały już wcześniej na Zachodzie, szczególnie na Wyspach Brytyjskich. To właśnie BBC słynie z genialnych kryminałów kostiumowych, osadzonych w epoce wiktoriańskiej i późniejszej. Jako zagorzała fanka brytyjskiego serialu Ripper Street mogę przyznać, że nie ulega wątpliwościom to, że producenci Belle Epoque czerpali inspirację z kryminalnej historii wyprodukowanej przez BBC opowiadającej o zagadkowych morderstwach w londyńskiej dzielnicy East End po głośnej sprawie Kuby Rozpruwacza. Aby się o tym przekonać, wystarczyło obejrzeć pierwszy odcinek nowej polskiej produkcji. Co w niej widzimy? Jana Edigey-Koryckiego (Paweł Małaszyński), mężczyznę o niejasnej przeszłości, który posiada doskonałą umiejętność dedukcji. W Ripper Street podobną postacią jest Amerykanin Homer Jackson - w pierwszych odcinkach niewiele dowiadujemy się o znakomitym lekarzu, ale od pierwszej sceny z jego udziałem wyczuwamy aurę tajemniczości i ciemnych powiązań bohatera. Główna postać Belle Epoque, Edigey-Korycki, szuka zapomnienia u boku prostytutki - tak jak wspomniany Jackson, a w sercu obydwóch mężczyzn nieprzerwanie znajduje się jedna dama. 

Postać Edigey-Koryckiego łączy z Ripper Street jeszcze jedno: potrzeba rozwikłania zagadki okrutnego zabójstwa jego matki. W brytyjskiej produkcji detektyw Edmund Reid dąży do odkrycia prawdy o niewyjaśnionym zaginięciu swojej córki. Każde przestępstwo, przypominające brutalne poczynania Kuby Rozpruwacza, daje mu nadzieję na odnalezienie właściwego tropu.



Oprócz głównego bohatera do historii o przestępczym East End u schyłku dziewiętnastego stulecia, jak i innych kostiumowych produkcji BBC, nawiązuje również początek serialu: czarne tło, podstarzone fotografie i dobra muzyka w tle. Jeśli polski widz zaznajomił się wcześniej z ofertą BBC, niewykluczone, że poczuje niedosyt już od pierwszych sekund oglądania Belle Epoque.




Czy szum medialny przed premierowym odcinkiem był uzasadniony? Czy Belle Epoque to rzeczywiście przełomowy serial, wyróżniający się na tle oklepanych, przewidywalnych historii? Niezupełnie. Niewątpliwie produkcja TVN wniosła powiew świeżości, ale nie w takim stopniu, w jakim powinna, sądząc po reklamach, zwiastunach i przedpremierowych kulisach serialu. Po zakończeniu pierwszego odcinka widz czuje zdziwienie: ale jak? to już koniec?. Dzieje się tak dlatego, że akcja przypomina zlepek różnych obrazów, często niepołącząnych ze sobą odpowiednim przejściem, wyjaśnieniem, przez co nie można dokładniej przyjrzeć się śledztwu i zastosowanym metodom. Najpierw widzimy znalezioną w stawię odciętą głowę, a moment później do laboratorium kryminalistycznego zostaje przywiezione ciało kobiety przybitej do krzyża. Krótkie wyjaśnienia, krótkie rozmowy, krótkie badania... i zbyt mało realistycznego odwzorowania mrocznej Galicji. W produkcji brytyjskiej pokazano by zwłoki, tu zaś trzeba zadowolić się krzyżem zasłoniętym prześcieradłem. Serial kryminalny bez brudu i krwi przeobraża się w historię kostiumową. Jest jeszcze jeden punkt dotyczący niewystarczająco dobrze odwzorowanej rzeczywistości ówczesnej epoki: to język i maniery. Zabrakło starej wymowy, archaicznych form i zimnokrwistego mężczyzny, zachowującego się jak dżentelmen z okresu belle epoque. Edigey-Korycki nie przypomina detektywa z początku dwudziestego wieku - to raczej agent współczesnego wydziału kryminalnego. Nie ma w nim tego wyrafinowania, jakie charakteryzuje Edmunda Reida w Ripper Street.



Internauci już po kilkunastu minutach serialu pośpieszyli na fanpage serialu, by wylać swoje żale i oświadczyć, że nie obejrzą żadnego kolejnego odcinka beznadziejnego i przereklamowanego serialu, jakim jest Belle Epoque. A ja? Z mówieniem o beznadziejności nowej produkcji radzę się wstrzymać. Wierzę, że kolejne odcinki udowodnią, że chociaż nasi producenci odwzorowali powszechnie znane seriale kryminalne z Wysp Brytyjskich, ciekawym pomysłem i doborem zarówno doświadczonych aktorów, jak i młodych zdolnych (pamiętacie Eryka Kulma z Bodo? W Belle Epoque gra młodego śledczego u boku Lubaszenki, Lubosa i Małaszyńskiego. Gdziekolwiek pojawia się Kulm, wiadomo, że świetnie wcieli się w swoją rolę i wyróżni się na tle innych aktorów.) uratowali świat polskich seriali. Wierzę, że w kolejnych odsłonach Belle Epoque zobaczymy coś więcej niż zagmatwaną akcję i czarujące kostiumy. Pomimo niedopracowań i niedomówień daję tej produkcji ocenę pozytywną. Cieszy mnie fakt, że zdecydowano się na przedstawienie wydarzeń toczących się na początku dwudziestego wieku. Cieszy mnie fakt, że nie jest to ani cukierkowa telenowela, ani opowieść o oklętych glinach, którzy nie mogą powstrzymać się od wciskania pięcioliterowego słowa do każdej swojej wypowiedzi. Cieszy mnie fakt, że przeznaczono pieniądze nie na kolejny paradokument czy serial o słodkiej blondynce na prowincji, ale w produkcję torującą nowe ścieżki dla polskich seriali. Początki zazwyczaj bywają trudne. Może kolejna produkcja osadzona w epoce historycznej bliskiej belle epoque zadowoli większe grono wiecznie niezadowolonych Polaków.
(Warto jednak dodać, że biorąc pod uwagę zdjęcia z kolejnych odcinków, całkiem możliwe, że przed powstaniem podobnej produkcji to kolejne odcinki serialu TVN okażą się bardziej dopracowane i bliższe realiom Galicji w 1905 roku.)

Jeśli nie oglądaliście premierowego odcinka Belle Epoque, zachęcam Was do nadrobienia zaległości. Następnie pomyślcie o polskich serialach wyprodukowanych w ciągu ostatnich piętnastu lat i dopiero wtedy postawcie ocenę Belle Epoque.

P.S. Muzyczny akcent na zakończenie - stworzona przeze mnie playlista Retro vibes na Spotify. Dedykuję ją sympatykom starego brzmienia. 

2 komentarze:

  1. Jeszcze nie widziałam, ale jak tylko zobaczyłam bilboardy zapragnęłam zobaczyć. Mówisz pierwszy odcinek nieco rozczarowujący? :( I tak zobaczę :) Tak czy inaczej zapewne warto zobaczyć kostiumy i scenografię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie aż tak bardzo rozczarowujący, ale na pewno pozostawia niedosyt, jak wspomniałam w poście, po prostu czegoś brakuje. :) Myślę jednak, że wraz z biegiem czasu może się to zmienić, co potwierdzają zdjęcia z planu - widać na nich, że więcej się dzieje. Ale nawet dla samej scenografii i kostiumografii warto obejrzeć Belle Epoque. W polskiej telewizji takiej produkcji jeszcze nie było.

      Usuń